Helikopter SAR Ankonda poderwano do poszukiwań po komunikacie, że jakiś obiekt mógł spaść niedaleko Nidzicy. Świadkowie jednak mówią, że w tych okolicach widać było łunę i słychać huk.
Jest oficjalny komunikat wojska.
W nocy z soboty na niedzielę załoga dyżurna SAR pełniąca dyżur ratowniczy na lotnisku 43 Bazy Lotnictwa Morskiego w Gdyni-Babich Dołach, otrzymała zadanie poszukiwania obiektu, którego upadek zaobserwowano rzekomo w okolicach miejscowości Brzeźno Łyńskie w pobliżu Nidzicy.
Jak czytamy w komunikacie na stronie wojsko-polskie.pl, śmigłowiec poszukiwawczo-ratowniczy W-3WARM Anakonda wystartował o godzinie 1.02 i po godzinie lotu dotarł na miejsce poszukiwań. Po pół godzinie załoga dostała polecenie przerwania akcji. „Śmigłowiec powrócił na macierzyste lotnisko Oksywie o godz. 3.20” – informuje wojsko.
Coś spadło koło Nidzicy?
Jak tłumaczył w TVN24 rzecznik Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej kmdr ppor. Marcin Braczak, Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa podlega wojsku i to stamtąd ratownicy dostali wezwanie. Zaznaczył, że takie sytuacje mogą być spowodowane najczęściej fałszywym alarmem, szczególnie w momentach wzmożonego ruchu turystycznego.
Sprawę komentował także Andrzej Osowski, rzecznik prasowy straży pożarnej w Nidzicy. Przekazał na antenie TVN24, że na wskazanym obszarze nie znaleziono żadnego obiektu. Na miejsce w ramach wsparcia dla policji pracowały trzy jednostki straży.
Z jego słów wynika, że strażacy (w tym z OSP) przeszukiwali teren leśny przez cztery godziny od północy 19 maja do 4 rano 20 maja.
„Huk i łuna od pożaru„
Natomiast Radio Zet dotarło do świadków zdarzenia w Brzeźnie Łyńskim w okolicy Nidzicy na Mazurach. Opisują oni, że o północy z soboty na niedzielę, w promieniu wielu kilometrów słyszalny był huk przypominający wybuch lub wystrzał. Mieli też widzieć upadek jakiegoś obiektu i łunę od pożaru.
– Tuż przed północą słyszałam jakby wystrzał. To było dosyć głośne, psy zaczęły szczekać. To było zupełnie coś innego, niż strzelanie myśliwych w lesie. Długi wystrzał, przeciągły, podobny do petardy, ale znacznie silniejszy – relacjonuje jedna z mieszkanek.
Powiedziała, że potem na miejsce przyjechała straż pożarna i policja.